Skandia - Kraków

Mój drugi maraton w Krakowie. W zeszłym roku we wrześniu była tu też Mazovia. Trasa niemal identyczna jak na Mazovii, tylko trochę krótsza i sporo łatwiejsza. Raz że tym razem było sucho i bez błota, a dwa że na powrocie przed metą nie było zbyt dużo kręcenia w lasku koło zoo. Dystans Grand Fondo z powodu rozgrywania na nim Pucharu Polski, dużo mocniej obsadzony niż w Chodzieży.. Na starcie pojawiło się m.in JBG-2. Na kolejnej edycji Skandii będzie pewno jeszcze mocniejsza obsada, a to dzięki nagrodom pieniężnym dla pierwszej trójki w PP.

Od startu do lasku wokół zoo trzymam się w czubie. Tutaj już, co było do przewidzenia, na najmocniejszym podjeździe tracę kontakt z pierwszą grupą ok. 14 osób. Jednak po niedługim czasie udaje się ich dogonić przy współpracy z kolegą z drużyny Piotrkiem Truszczyńskim oraz zawodnikiem z Corrateca Zbigniewem Górskim. Jeszcze tak dwa razy tracę dystans do czołowej grupy i muszę gonić, co się udaje. Za czwartym razem jednak, pomiędzy 25 a 30 km trasy, na przyjemnym i szybkim, lekko pofałdowanym odcinku, już nie udaje mi się z nimi utrzymać. Z daleka widzę że od grupy odpadają też Górski z Coratecca i Krzysztof Krzywy, jednak strata do nich jest spora i nie ma szans na jej odrobienie.

Od tego momentu resztę trasy pokonuję sobie sam. W międzyczasie wyprzedzam Radka Tecłaawa z Corrateca, który coś tam majstruje przy rowerze. Jednak po niedługim czasie zaraz mnie dogania i wyprzedza na najbardziej dziurawym odcinku asfaltu - tym przed skrętem do lasu gdzie jest wąwóz. Tutaj jadę jakoś zachowawczo i mam wrażenie, że na zjazdach moja strata coraz bardziej się powiększa do zawodników przede mną. Jednak nikt mnie na szczęście nie dogania. Druga pętla Grand Fondo urozmaicona jest wyprzedzaniem zawodników z dystansu Medio. Ponadto od rozjazdu Medio / Grand Fondo muszę zwalniać mocno na bufetach, żeby złapać kubeczek z wodą, bo wiem że to co mam w bidonach do końca maratonu mi nie starczy.
Kubeczki na bufetach to wg. mnie jakaś porażka, połowa i tak się wyleje, a to co zostanie to jest ciężko wypić. Dla  mnie ideałem są bufety Mazovii MTB i inne cykle mogą tylko się od nich uczyć.

Na powrocie, jeszcze chyba przed laskiem wokół zoo, zaliczam całkiem porządną glebę. Na szutrowym zakręcie o 90st pomiędzy jakimiś ogrodzeniami, ucieka mi przednie koło i zbieram niezłe szlify na prawej ręce, ledwo co zagojonej po Złotym Stoku. Szybko się zbieram i dalej w drogę. Po wjeździe na wał widzę przed sobą zawodnika z mojego dystansu, okazuje się nim Radek Tecław. Udaje mi się go dojść i wyprzedzić tuż przed wjazdem na Błonia.

Zawody kończę 12 w open i 10 wśród licencjonowanych, ze stratą 12 minut do Adriana Brzóżki. Z maratonu jestem zadowolony, chociaż trochę żałuję, że z nikim się nie utrzymałem i 2/3 dystansu trzeba było jechać samemu.

Wyniki:
1 Brzózka Adrian (JBG-2 Professional MTB Team) 3:00:11
2 Kaiser Andrzej (Shimano Polska) 3:00:13
3 Galiński Marek (JBG-2 Professional MTB Team) 3:00:13
4 Halejak Wojciech (Mróz Active Jet) 3:02:43
5 Banach Bartosz (Mróz. Active Jet) 3:02:44
6 Osicki Kornel (JBG-2 Professional MTB Team) 3:04:26
7 Dorożała Aleksander (Kross Racing Team) 3:05:23
8 Kowal Mariusz (BDC Team) 3:05:29
9 Górski Zbigniew (Corratec Team) 3:06:24
10 Krzywy Krzysztof (Shimano Polska) 3:06:27
11 Alchimowicz Rafał (Złoty Stok) 3:06:36
12 Jusiński Adrian (BSA Pro Tour) 3:12:00
13 Tecław Radosław (Corratec Team) 3:12:17
14 Banach Robert (Mróz Active Jet) 3:15:03
15 Truszczyński Piotr (BSA Pro Tour) 3:18:07

Komentarze