ŚLR -Sielpia - maraton

No cóż, Polacy z EURO odpadli, a my ścigamy się dalej. Dziś już tradycyjny maraton. Start dystansu Master jest o 10:30. Wraz z kolegami z drużyny ustawieni jesteśmy w 2-gim sektorze, więc przez pierwsze km musimy się troszkę przebijać do przodu.

Po kilku km cała nasza piątka (czyli ja, Michał, Mariusz, Piotrek i Artur Miazga) jest już w miarę z przodu. Najbardziej aktywnie z nas jedzie Michał, który często prowadzi peleton. Z innych zawodników aktywnie na początku jechał Jarek Kleczaj, jednak miał jakiś defekt roweru i na wąskiej kładce przez rzekę przyblokował większość peletonu.  M.in. Piotrka i Mariusza, którzy jak go ominęli, dali sygnał do podkręcenia tempa i próby urwania peletonu. Pracę na siebie wzięli Michał i Artur, jednak singiel w lesie szybko się skończył i pojawiły się asfalty, więc z urwania rywali nic nie wyszło.

Kolejna próba tym razem już skuteczna, nastąpiła ok. 15 km. Pojawiła się sekcja kopnego, piachu, potem były podjazdy w lesie, gdzieś na wypłaszczeniu po jednym z podjazdów leżała też zwalona brzoza do ominięcia lub przeskoczenia. Wszystko to sprawiło że udało nam się oderwać od rywali i jadąc na zmianach zaczęliśmy powiększać przewagę.

Jak kończyliśmy pokonywać najciekawszy element trasy, czyli górka / nasyp na żwirowni to goniąca nas grupka zbliżała się właśnie do jego podnóża. Ten cykl potrafi wykorzystać to co daje okolica, dzięki temu ŚLR jest właśnie chwalona za ciekawe i wymagające trasy. Jedyne czego mi brakowało to trochę lepszego oznakowania trasy, a zwłaszcza jej niebezpiecznych elementów.!

Po pokonaniu wspomnianej żwirowni trasa prowadziła po krzaczorach, Artur Miazga złapał jakiś defekt roweru i niestety od nas odpadł (jak się później okazało był zmuszony wycofać się z wyścigu).
Została nas 4-ka. Na 40 km ja miałem problem ze sprzętem. Na szybkim zjeździe w ostatniej chwili podniosłem przednie koło i z ledwością się wybroniłem przed sporą dziurą na ścieżce. Powinna być oznaczona jakoś.! Ósemka z przedniego koła i katapulta roweru była murowana. Po przeskoczeniu dziury pojawiły się jednak problemy z tylną przerzutką. Musiałem się zatrzymać i trochę z nią powalczyć. Koledzy odjechali. Zanim ruszyłem dogonili mnie i wyprzedzili Michał Wojciechowski i Kamil Pomarański. Po ruszeniu jeszcze dwa razy musiałem się zatrzymywać i walczyć z tą przerzutką (źle poprowadzona linka, wypadała z wodzika przy najcięższym przełożeniu z tyłu, dlatego później musiałem unikać koronki 11z na zjazdach).
Po krótkiej pogoni chwilę jechałem z Kamilem i Michałem, po czym zacząłem wypatrywać dogodnego miejsca do urwania się im. Jak już się udało, zależało mi tylko na zrobieniu bezpiecznej przewagi. Jednak po jakimś czasie na długim podjeździe przed drugim pomiarem czasu dojrzałem kolegów z ekipy. Dystans do nich się zmniejszał i w końcu po ok. 15 km udało mi się do nich dołączyć (fakt, trochę zwolnili).
Na metę wjechaliśmy we czwórkę w sekundowych odstępach.

Final Four :-)
foto: Anna Nemś

Master:
1 ZIUŁEK MICHAŁ BSA PRO TOUR 02:44:09
2 MARSZAŁEK MARIUSZ BSA PRO TOUR 02:44:11
3 JUSIŃSKI ADRIAN BSA PRO TOUR 02:44:12
4 TRUSZCZYŃSKI PIOTR BSA PRO TOUR 02:44:13
5 POMARAŃSKI KAMIL SUBARU AZS UEK 02:48:03
foto: Marcin Wójcik

A po maratonie upragniona regeneracja, w ramach której wybraliśmy się na 4-osobowy rowerek wodny. Po godzince spędzonej na jeziorze ponownie trochę zgłodnieliśmy, akurat powoli szykował się już nasz team'owy grill. :-)

Komentarze