Na maraton ruszamy w piątek w 3-osobowym składzie: Mariusz, Piotrek i ja. Po drodze we Wrocławiu mamy zarezerwowany nocleg w Redecco. W sobotę z rana starujemy w dalszą drogę i przed 9:00 meldujemy się w Głuszycy.
Całe przygotowanie przebiega rutynowo i o 10:40 idziemy do sektora. Jak zwykle w sektorze już ciasno i niestety ale trzeba stać bliżej końca niż początku.
Początek to od razu podjazd, mocne tempo nadawane przez czołówkę i konieczność przepychania się do przodu. Oczywiście do czołówki i tak nie dociągam. Przed sobą widzę Mariusza, ale dystans raczej się zwiększa. Pozostaje jechać swoje. Pojawia się pierwszy zjazd. próbuję się trzymać za dwoma innymi zawodnikami, jednak słabo mi to wychodzi. Odjeżdżają. Czuję się przymulony, chyba znów poszedłem początek za mocno. Na dodatek gdzieś w środkowej części zjazdu, na błotnistym zakręcie zaliczam uślizg przedniego koła i niegroźna glebę. Chwilę tracę na wyprostowanie kierownicy i później zaczynam zjeżdżać bardziej asekuracyjnie przez co wyprzedza mnie kilka osób, m.in. kolega z teamu - Irek Gruszczyński. Dogania mnie też w końcu Piotrek Truszczyński, z którym będę pokonywał większość trasy.
Wraz z upływem czasu, czuję się coraz lepiej. Współpraca z Piotrkiem układa nam się świetnie i cały czas odrabiamy pozycję. M.in wyprzedzamy Pawła Wiendlochę i Mikołaja Jurkowlańca. Tempo mamy takie, że nikt nie próbuje nawet nawiązać walki. Na rozjeździe Mega/Giga przed nami jest tylko 4-tka zawodników i żaden z nich nie skręcił do mety. Niestety, obsługi bufetu nie zapytaliśmy o sytuację na trasie i obaj skręciliśmy też na Giga.
Na łączniku Giga, pojawia się podjazd po betonowej kostce. Widzimy na nim Darka Porosia. Doganiamy go. Podkręcam tempo, aby od razu uzyskać nad nim przewagę. Niestety podjazd zaraz się kończy i pojawia się szybki zjazd. W pewnym momencie za słabo dohamowuję przed ostrym zakrętem w lewo i zaliczam mega glebę. Na szczęście kończy się na licznych obtarciach skóry i lekko rozciętym łokciu (jeden szew). Obolały ruszam w pogoń za Piotrkiem i Darkiem Porosiem. Sukcesywnie odrabiam stratę i po kilku km dołączam do nich. Na ostatnim bufecie przed metą Darek zatrzymuje się i napełnia bidon. Ja nie muszę, bo wcześniej na tym bufecie obstawę zapewnił nam Wojtek Dubiel. Dzięki.! Z Piotrkiem próbujemy wykorzystać sytuację, aby uciec Porosiowi. Podkręcam tempo. Piotrek zostaje. Darek Poroś nie odpuszcza i długo się trzyma za mną w odległości kilkudziesięciu metrów. Do mety jednak nic się nie zmienia i zawody kończę 4 open. Zawody wygrywa Mariusz.!!!
Giga:
1 Mariusz Marszałek (BSA Pro Tour) 03:18:56
2 Mateusz Rybczyński (Rybczyński S.Oliver MTB Team) 03:21:50
3 Bartosz Janowski (Dobre Sklepy Rowerowe - Author) 03:22:32
4 Adrian Jusiński (BSA Pro Tour) 03:23:13
5 Dariusz Poroś (MTB Votum Team Wrocław) 03:23:47
6 Piotr Truszczyński (BSA Pro Tour) 03:26:38
7 Adam Ossowski (Vteam Jamis) 03:41:54
8 Michał Cesarczyk (MTB Votum Team Wrocław) 03:42:55
9 Michał Górniak (Rybczyński S.Oliver MTB Team) 03:45:59
10 Mateusz Mróz (Rybczyński S.Oliver MTB Team) 03:48:08
Gdyby nie moja gleba wyjazd byłby bardzo udany, a tak był tylko udany. Wykorzystując sytuację, że ja musiałem pojechać na opatrzenie ran do szpitala, oraz propozycja ognicha i noclegu w Głuszycy sprawiła, że do domu postanowiliśmy wrócić dopiero w niedzielę po południu. Przed wyjazdem w niedzielę, w ramach rozjazdu po maratonie, zaliczyliśmy jeszcze 3-godzinną wycieczkę po okolicy Głuszycy.
Całe przygotowanie przebiega rutynowo i o 10:40 idziemy do sektora. Jak zwykle w sektorze już ciasno i niestety ale trzeba stać bliżej końca niż początku.
Początek to od razu podjazd, mocne tempo nadawane przez czołówkę i konieczność przepychania się do przodu. Oczywiście do czołówki i tak nie dociągam. Przed sobą widzę Mariusza, ale dystans raczej się zwiększa. Pozostaje jechać swoje. Pojawia się pierwszy zjazd. próbuję się trzymać za dwoma innymi zawodnikami, jednak słabo mi to wychodzi. Odjeżdżają. Czuję się przymulony, chyba znów poszedłem początek za mocno. Na dodatek gdzieś w środkowej części zjazdu, na błotnistym zakręcie zaliczam uślizg przedniego koła i niegroźna glebę. Chwilę tracę na wyprostowanie kierownicy i później zaczynam zjeżdżać bardziej asekuracyjnie przez co wyprzedza mnie kilka osób, m.in. kolega z teamu - Irek Gruszczyński. Dogania mnie też w końcu Piotrek Truszczyński, z którym będę pokonywał większość trasy.
foto: Bartosz Bober |
foto: Kasia Rokosz |
foto: kufell |
foto: Ela Cirocka |
Na łączniku Giga, pojawia się podjazd po betonowej kostce. Widzimy na nim Darka Porosia. Doganiamy go. Podkręcam tempo, aby od razu uzyskać nad nim przewagę. Niestety podjazd zaraz się kończy i pojawia się szybki zjazd. W pewnym momencie za słabo dohamowuję przed ostrym zakrętem w lewo i zaliczam mega glebę. Na szczęście kończy się na licznych obtarciach skóry i lekko rozciętym łokciu (jeden szew). Obolały ruszam w pogoń za Piotrkiem i Darkiem Porosiem. Sukcesywnie odrabiam stratę i po kilku km dołączam do nich. Na ostatnim bufecie przed metą Darek zatrzymuje się i napełnia bidon. Ja nie muszę, bo wcześniej na tym bufecie obstawę zapewnił nam Wojtek Dubiel. Dzięki.! Z Piotrkiem próbujemy wykorzystać sytuację, aby uciec Porosiowi. Podkręcam tempo. Piotrek zostaje. Darek Poroś nie odpuszcza i długo się trzyma za mną w odległości kilkudziesięciu metrów. Do mety jednak nic się nie zmienia i zawody kończę 4 open. Zawody wygrywa Mariusz.!!!
foto:Ela Cirocka |
Giga:
1 Mariusz Marszałek (BSA Pro Tour) 03:18:56
2 Mateusz Rybczyński (Rybczyński S.Oliver MTB Team) 03:21:50
3 Bartosz Janowski (Dobre Sklepy Rowerowe - Author) 03:22:32
4 Adrian Jusiński (BSA Pro Tour) 03:23:13
5 Dariusz Poroś (MTB Votum Team Wrocław) 03:23:47
6 Piotr Truszczyński (BSA Pro Tour) 03:26:38
7 Adam Ossowski (Vteam Jamis) 03:41:54
8 Michał Cesarczyk (MTB Votum Team Wrocław) 03:42:55
9 Michał Górniak (Rybczyński S.Oliver MTB Team) 03:45:59
10 Mateusz Mróz (Rybczyński S.Oliver MTB Team) 03:48:08
Gdyby nie moja gleba wyjazd byłby bardzo udany, a tak był tylko udany. Wykorzystując sytuację, że ja musiałem pojechać na opatrzenie ran do szpitala, oraz propozycja ognicha i noclegu w Głuszycy sprawiła, że do domu postanowiliśmy wrócić dopiero w niedzielę po południu. Przed wyjazdem w niedzielę, w ramach rozjazdu po maratonie, zaliczyliśmy jeszcze 3-godzinną wycieczkę po okolicy Głuszycy.
Komentarze
Prześlij komentarz