Najprawdopodobniej to maraton sezonu 2012.!!!
Do Włoch wyruszamy z Wisły w czwartek o 5:00 rano w 7 składzie:
Prezes Darek Noceń,
2-gi kierowca Wojtek Dubiel
Zawodnicy:
Ola Dubiel,
Aga Zych,
Mariusz Marszałek,
Piotrek Truszczyński
no i ja.
Podróż przebiega szybko i bezproblemowo. Wyprzedzamy nawet "porszaki"
a im bliżej celu tym coraz piękniejsze alpejskie krajobrazy możemy podziwiać.
Około godziny 16:00 zjawiamy się w Villabassa, skąd za niecałe 3 dni wystartuje 18 Suditrol Dolomiti Superbike. Wystawcy rozstawiają się na rynku, a my ruszamy w poszukiwaniu biura zawodów.
W tle namiot Bicycle-Line, od których w pakiecie startowym była pelerynka przeciwdeszczowa. Super.! Tego mi brakowało w mojej garderobie rowerowej.
Biuro zawodów było zlokalizowane kilkaset metrów od centrum miasteczka i zeby do niego trafić musieliśmy zapytać o drogę.
Niestety w biurze okazuje się, że numery startowe dla licencjonowanej elity będą do odebrania jutro. Przy okazji okazuje się że są drobne problemy z naszą rejestracją, które po chwili udaje się jednak wyjaśnić W biurze przymierzam jeszcze różne rozmiary pelerynek, aby jutro nie dostać za dużej lub za małej.
W końcu ruszamy w dalszą drogę do San Vigilio - gdzie mamy zarezerwowany hotel. Odległość 30 km, ale do pokanania jest przełęcz o max wys. ok. 1790 m. Alpejskie serpentyny robią wrażenie, a widoki są niesamowite. Nawet nasz Chrysler nie był wobec nich obojętny i postanowił sobie zrobić przerwę - zagrzały mu się hamulce. Wypakowalismy rowery, przebraliśmy się i zjechaliśmy sobie do San Vigilio na rowerkach, a Chryslera zostawilismy aby trochę ochłonął. W miasteczku zlokalizowaliśmy nasz hotel i nie tracąc czasu od razu ruszyliśmy na dalszy rozjazd po podróży połączony ze zwiedzaniem okolicy.
Jechaliśmy sobie lekko pod górę, piękną doliną, która z obu stron ograniczona była skalnymi ścianami Dolomitów.
Po ponad godzinnej przejażdżce w końcu wracamy do hotelu, szybko się rozlokowujemy po pokojach i ruszamy na kolację.
po kolacji mały spacerek i spać.
W piątek wstajemy przy pięknej pogodzie, ale ok. 9:00 nachodzą chmury i zaczyna padać.W oczekiwaniu na lepsza pogodę ruszamy na miasto.
Po południu zaczyna się przejaśniać i w końcu wychodzimy na rowery. Natomiast Prezes wraz z Wojtkiem ruszają do Villabassa na odprawę techniczną, odbiór pakietów startowych, a także obczajenie punktów na trasie, na których w dniu maratonu zapewnią nam obstawę.
Urzeknięci wczorajszą doliną ruszamy w tym samym kierunku. Po kilkunastu km dojeżdżamy do jej końca i rozpoczynamy wspinaczkę w górę.
Wycieczka kończy nam się na polanie, gdzie droga przechodzi już w ścieżkę dla pieszych. Robimy jeszcze trochę fotek i ruszamy w drogę powrotną, oczywiście z przerwami na foty.
Po powrocie ogarniamy nasze rowerki, wieczorem montujemy jeszcze nr startowe i wrzucamy rowerki do auta, aby jutro nie tracić czasu.
Sobota - start maratonu o 7:30, więc pobudka przed piątą. Tradycyjnie owsiana przed startem, ogarniamy się i ruszamy do Villabassa. Na miejscu krótka rozgrzewka i na 10 min przed startem stajemy w 1 sektorze.
Komentator po włosku coś nawija, pobudzająca muzyka, obok kibice, za nami kilka tysięcy zawodników (ok. 3500 na obu dystansach), a nad nami lata helikopter. Aż lekko ciarki przechodzą po ciele.
W końcu odliczanie i START.!
Poniżej męskie trio z BSA
i damskie duo.
A więc ruszyliśmy. W swoich założeniach miałem zacząć spokojnie i nie wyprzedzać Mariusza. Plan wykonany w 50%, bo trzymałem się ograniczeń co do maks. tętna, jednak od chłopaków zacząłem mocniej. Zaraz po wyjechaniu z miasta zaczął się pierwszy podjazd głównie asfaltowy z szutrowymi przerywnikami. Na 5 km dogania i wyprzedza mnie Mariusz. Chwilkę łapie się na koło i obserwuję swoje tętno. Rośnie. Odpuszczam i jadę swoje. Po chwili dochodzi mnie grupa w której jedzie Piotrek. Jedziemy razem. Jednak Piotrek też podjeżdża szybciej ode mnie, w połowie podjazdu ma nawet kilkanaście metrów przewagi nade mną. Jednak do szczytu jeszcze jest kilka km i tuż przed jego osiągnięciem zrównuję się z Piotrkiem. Na wypłaszczeniu chwilę jedziemy w większej grupie.
Zaczyna się zjazd, szybki, długi, szutrowymi serpentynami. Właśnie najbardziej na tym maratonie obawiałem się zjazdów. Zazwyczaj takie są niebezpieczne, jednak serpentyny zmuszały do ciągłego hamowania przed zakrętami. Na zjeździe nawet udało mi się kogoś wyprzedzić.
Piotrek niestety na tym zjeździe jechał zbyt wolno, dopadł go Pech i przedziurawił mu oponę. Mleczko nie dało rady uszczelnić.
Po pokonaniu zjazdu na wypłaszczeniu łapię się w grupę, której ton nadaje dwóch zawodników z teamu Blask Tusk. We dwóch na zmianach ciągną mały peletonik. W końcu zaczęli oglądać się do tyłu więc 2 czy 3 razy wyszedłem na zmianę, jednak ich zmiany były mocniejsze W końcu dojeżdżamy do 43 km trasy. Zaczyna się drugi podjazd - 2 km w tym jakieś 300 m w pionie. Peletonik się rwie. Tylko jeden podjeżdża szybciej ode mnie, reszta jest w tyle. Zaczyna się szutrowy zjazd, gdzie na jego końcu jest nasza obstawa.
Wyrzucam bidon, dostaję połówkę banana od Prezesa. Chwila konsternacji ... a gdzie nowy bidon.!!!
- Jedź dalej, bidon ma Wojtek.
Uff. :-) widzę Wojtka, trochę zdziwiony jestem, bo Wojtek miał być dopiero na kolejnym bufecie jakieś 20 km dalej.
Trochę płaskiego i zaczyna się trzeci podjazd, najpierw singiel, na którym mam wrażenie dobicia koła na jednym z kamieni lub korzeni, a potem przez kilkanaście km wydaje mi się że mam coraz mniej powietrza, na szczęście moje przeczucie jest nietrafne. Podjazdowy singiel przechodzi w szeroką szutrówkę, która serpentynami pnie się w górę. Na serpentynach widzę nawet Mariusza. Jest jakieś 2 minuty przede mną. trzymam jednak swoje tempo i nie próbuję gonić. W końcu szczyt, kilka km zjazdu i zaczyna się mały podjazd. Tu jest drugi nasz bufet na którym jest Wojtek. W bidonie jeszcze coś mam ale i tak wymieniam, kolejny bufet dopiero za 15 km. Odcinek ten mija w miarę szybko, głównie w dół, część prowadzi po zboczu góry asfaltowymi serpentynami, z których chyba były najpiękniejsze widoki na całej trasie maratonu. Na podziwianie jednak nie mam zbyt czasu, bo skupiam uwagę na zawodniku jadącym przede mną. Zjeżdża lepiej, ale próbuje go nie zgubić.
W końcu koniec zjazdu, trochę wypłaszczenia i kolejny nasz bufet, na którym Prezes podaje bidon z przyczepionym snickersem. Baton może się przydać, bo za chwilę będzie 90km trasy i początek długiego, bo 8 km podjazdu, który ma jakieś 700m w pionie. Podjazd głównie asfaltowy, który dłuży mi się niemiłosiernie. Do tego słońce daje się coraz bardziej we znaki, chociaż na pogodę nie ma co narzekać, tylko chwalić i dziękować, bo na maraton była idealna.
Na szczycie, bufet organizatora, łapię kubeczek z coca-colą. Na wypłaszczeniu kogoś w końcu widzę i nawet doganiam i wyprzedzam.
Powoli mam już dosyć, już nawet widoki tak nie cieszą jak na początku, ale siły jeszcze są. Na około 105 km jest Wojtek i ostatni nasz bufet. Jak się później okazało Wojtek pojawił się przed chwilą, bo jadący jakieś 6 min przede mną Mariusz był przed nim i na wymianę bidonu się nie załapał.
Ponowna wymiana bidonu. Jeszcze tylko jeden 200m podjazd, kilka mniejszych hopek i będzie upragniony zjazd do mety. 3/4 zjazdu to singiel w lesie i mnóstwo zawodników z krótszego dystansu, którzy w miarę możliwości ustępują miejsca. Singiel wypada na asfalt. Jeszcze tylko mały hopek i polną drogą zjazd do miasteczka. Meta osiągnięta po 5:22:55. Miejsce 40 na ponad 1600 zawodników.
Na mecie jest już Mariusz (6,5 min przede mną). Idziemy na bufet, są arbuzy, kanapki, izo i piwo bezalkoholowe. Po jakimś czasie pojawia się reszta BSAowiczów. Ogarniamy się, zaliczamy Pasta Party (niektórzy kilka razy :) i wracamy na kwaterę.
Podsumowując, maraton udany. Wymagający wytrzymałościowo, nie za trudny technicznie. Co prawda strata do zwycięzcy spora, bo 42 minuty, no ale takie są realia. Do mistrza świata jeszcze trochę brakuje ;p
Wyniki:
1. Lakata Alban 1979 A-Lienz 4:40.56,4
Topeak Ergon Racing Team
2. Moos Alexandre 1972 CH-Mičge 4:41.11,5
BMC MOUNTAINBIKE RACING TE AM
3. Ilias Periklis 1986 GR-Elefsina - Athens 4:41.12,6
Team PROTEK
4. Huber Urs 1985 CH-Jonen 4:43.36,1
STÖCKLI Pro Team
5. Paez Leon Hector Leonardo 1982 COL-Bogota 4:46.29,9
TX Acitve Bianchi
6. Ronchi Luca 1988 I-Binasco (MI) 4:50.09,1
AVION AXEVO MTB PRO team
7. Ragnoli Juri 1988 Italia 4:50.22,9
Scott Racing Team
8. De Bertolis Massimo 1975 I-Transacqua (TN) 4:51.06,4
Team Autopolar Volvo Canno ndal e
9. Böhme Tim 1982 D-Frankfurt 4:51.54,5
Team Bulls
10. Bettelli Pierluigi 1971 I-Rezzato (BS) 4:53.54,3
Scott Racing Team
11. Celestino Mirko 1974 I-Robbiate (LC) 4:54.44,6
AVION AXEVO MTB PRO team
12. Costa Walter 1976 I-Vigonza (PD) 4:55.41,1
Silmax Cannondale Racing T eam
13. Deho Marzio 1968 I-Ranica (BG) 4:55.58,5
G.S. Cicli Olympia
14. Dietsch Thomas 1974 F-Colmar 4:56.38,6
Team Bulls
15. Sahm Stefan 1976 Germania 4:58.40,0
Team Bulls
16. Leao Pinto Luis 1979 P-Viana do Castelo 4:59.43,0
17. Tiberi Andrea 1985 I-Oulx (TO) 4:59.52,9
Torpado Surfing Shop
18. Fontana Klaus 1973 I-Olang (BZ) 5:00.02,6
ASC Olang
19. Hardter Uwe 1977 D-Freiburg im Breisgau 5:02.38,9
TEXPA Simplon
20. Antonello Giacomo 1990 I-Piombino Dese (PD) 5:04.24,8
AVION AXEVO MTB PRO TEAM
...
33. Marszalek Mariusz 1985 Polonia 5:16.37,2
BSA PRO TOUR
...
40. Jusinski Adrian 1984 Polonia 5:22.55,7
BSA PRO TOUR
...
125. Truszczyński Piotr 1983 Polonia 6:00.32,2
BSA PRO TOUR
Kobiety:
1. Bigham Sally 1978 GB-Poole, Dorset 5:39.38,4
Topeak Ergon Racing Team
2. Loevset Borghild 1980 N-Borsa 5:44.11,5
Orkla CK
3. Gässler Nina 1975 N-Geilo 5:46.18,2
Hardrocx Proteinfatrikken
4. Andreeva Vera 1988 RUS-San Severino Marche ( 5:47.37,6
Team PROTEK
5. Gaddoni Elena 1980 Italia 5:48.35,2
FRM Factory Team
6. Giacomuzzi Elena 1969 I-Ziano di Fiemme (TN) 5:52.30,9
Team Caprivesi
7. Söllner Birgit 1973 D-Nürnberg 5:56.30,6
Team Firebike-Drössiger
8. Veronesi Daniela 1972 RSM-Serravalle 5:58.23,5
Surfing Shop Promotion
9. Trönnes Hanne 1980 N-Oyer 6:06.03,8
Ottadalen SK
10. Clement Alexandra 1985 CH-Hinterforst 6:12.20,2
Imholz Bike Racing
...
14. Dubiel Aleksandra 1988 Polonia 6:28.53,6
BSA PRO TOUR
...
27. Agnieszka Zych 1977 Polonia 7:20.26,4
BSA PRO TOUR
Do Włoch wyruszamy z Wisły w czwartek o 5:00 rano w 7 składzie:
Prezes Darek Noceń,
2-gi kierowca Wojtek Dubiel
Zawodnicy:
Ola Dubiel,
Aga Zych,
Mariusz Marszałek,
Piotrek Truszczyński
no i ja.
Podróż przebiega szybko i bezproblemowo. Wyprzedzamy nawet "porszaki"
a im bliżej celu tym coraz piękniejsze alpejskie krajobrazy możemy podziwiać.
Około godziny 16:00 zjawiamy się w Villabassa, skąd za niecałe 3 dni wystartuje 18 Suditrol Dolomiti Superbike. Wystawcy rozstawiają się na rynku, a my ruszamy w poszukiwaniu biura zawodów.
W tle namiot Bicycle-Line, od których w pakiecie startowym była pelerynka przeciwdeszczowa. Super.! Tego mi brakowało w mojej garderobie rowerowej.
Biuro zawodów było zlokalizowane kilkaset metrów od centrum miasteczka i zeby do niego trafić musieliśmy zapytać o drogę.
Niestety w biurze okazuje się, że numery startowe dla licencjonowanej elity będą do odebrania jutro. Przy okazji okazuje się że są drobne problemy z naszą rejestracją, które po chwili udaje się jednak wyjaśnić W biurze przymierzam jeszcze różne rozmiary pelerynek, aby jutro nie dostać za dużej lub za małej.
W końcu ruszamy w dalszą drogę do San Vigilio - gdzie mamy zarezerwowany hotel. Odległość 30 km, ale do pokanania jest przełęcz o max wys. ok. 1790 m. Alpejskie serpentyny robią wrażenie, a widoki są niesamowite. Nawet nasz Chrysler nie był wobec nich obojętny i postanowił sobie zrobić przerwę - zagrzały mu się hamulce. Wypakowalismy rowery, przebraliśmy się i zjechaliśmy sobie do San Vigilio na rowerkach, a Chryslera zostawilismy aby trochę ochłonął. W miasteczku zlokalizowaliśmy nasz hotel i nie tracąc czasu od razu ruszyliśmy na dalszy rozjazd po podróży połączony ze zwiedzaniem okolicy.
Jechaliśmy sobie lekko pod górę, piękną doliną, która z obu stron ograniczona była skalnymi ścianami Dolomitów.
Po ponad godzinnej przejażdżce w końcu wracamy do hotelu, szybko się rozlokowujemy po pokojach i ruszamy na kolację.
+ spaghetti którego nie ma na zdjęciu. |
W piątek wstajemy przy pięknej pogodzie, ale ok. 9:00 nachodzą chmury i zaczyna padać.W oczekiwaniu na lepsza pogodę ruszamy na miasto.
Po południu zaczyna się przejaśniać i w końcu wychodzimy na rowery. Natomiast Prezes wraz z Wojtkiem ruszają do Villabassa na odprawę techniczną, odbiór pakietów startowych, a także obczajenie punktów na trasie, na których w dniu maratonu zapewnią nam obstawę.
Urzeknięci wczorajszą doliną ruszamy w tym samym kierunku. Po kilkunastu km dojeżdżamy do jej końca i rozpoczynamy wspinaczkę w górę.
Wycieczka kończy nam się na polanie, gdzie droga przechodzi już w ścieżkę dla pieszych. Robimy jeszcze trochę fotek i ruszamy w drogę powrotną, oczywiście z przerwami na foty.
Po powrocie ogarniamy nasze rowerki, wieczorem montujemy jeszcze nr startowe i wrzucamy rowerki do auta, aby jutro nie tracić czasu.
Sobota - start maratonu o 7:30, więc pobudka przed piątą. Tradycyjnie owsiana przed startem, ogarniamy się i ruszamy do Villabassa. Na miejscu krótka rozgrzewka i na 10 min przed startem stajemy w 1 sektorze.
Komentator po włosku coś nawija, pobudzająca muzyka, obok kibice, za nami kilka tysięcy zawodników (ok. 3500 na obu dystansach), a nad nami lata helikopter. Aż lekko ciarki przechodzą po ciele.
W końcu odliczanie i START.!
Poniżej męskie trio z BSA
i damskie duo.
A więc ruszyliśmy. W swoich założeniach miałem zacząć spokojnie i nie wyprzedzać Mariusza. Plan wykonany w 50%, bo trzymałem się ograniczeń co do maks. tętna, jednak od chłopaków zacząłem mocniej. Zaraz po wyjechaniu z miasta zaczął się pierwszy podjazd głównie asfaltowy z szutrowymi przerywnikami. Na 5 km dogania i wyprzedza mnie Mariusz. Chwilkę łapie się na koło i obserwuję swoje tętno. Rośnie. Odpuszczam i jadę swoje. Po chwili dochodzi mnie grupa w której jedzie Piotrek. Jedziemy razem. Jednak Piotrek też podjeżdża szybciej ode mnie, w połowie podjazdu ma nawet kilkanaście metrów przewagi nade mną. Jednak do szczytu jeszcze jest kilka km i tuż przed jego osiągnięciem zrównuję się z Piotrkiem. Na wypłaszczeniu chwilę jedziemy w większej grupie.
Zaczyna się zjazd, szybki, długi, szutrowymi serpentynami. Właśnie najbardziej na tym maratonie obawiałem się zjazdów. Zazwyczaj takie są niebezpieczne, jednak serpentyny zmuszały do ciągłego hamowania przed zakrętami. Na zjeździe nawet udało mi się kogoś wyprzedzić.
Piotrek niestety na tym zjeździe jechał zbyt wolno, dopadł go Pech i przedziurawił mu oponę. Mleczko nie dało rady uszczelnić.
profil trasy |
Wyrzucam bidon, dostaję połówkę banana od Prezesa. Chwila konsternacji ... a gdzie nowy bidon.!!!
- Jedź dalej, bidon ma Wojtek.
Uff. :-) widzę Wojtka, trochę zdziwiony jestem, bo Wojtek miał być dopiero na kolejnym bufecie jakieś 20 km dalej.
Na powyższym filmiku pojawiam się w 1:10 min.
Trochę płaskiego i zaczyna się trzeci podjazd, najpierw singiel, na którym mam wrażenie dobicia koła na jednym z kamieni lub korzeni, a potem przez kilkanaście km wydaje mi się że mam coraz mniej powietrza, na szczęście moje przeczucie jest nietrafne. Podjazdowy singiel przechodzi w szeroką szutrówkę, która serpentynami pnie się w górę. Na serpentynach widzę nawet Mariusza. Jest jakieś 2 minuty przede mną. trzymam jednak swoje tempo i nie próbuję gonić. W końcu szczyt, kilka km zjazdu i zaczyna się mały podjazd. Tu jest drugi nasz bufet na którym jest Wojtek. W bidonie jeszcze coś mam ale i tak wymieniam, kolejny bufet dopiero za 15 km. Odcinek ten mija w miarę szybko, głównie w dół, część prowadzi po zboczu góry asfaltowymi serpentynami, z których chyba były najpiękniejsze widoki na całej trasie maratonu. Na podziwianie jednak nie mam zbyt czasu, bo skupiam uwagę na zawodniku jadącym przede mną. Zjeżdża lepiej, ale próbuje go nie zgubić.
W końcu koniec zjazdu, trochę wypłaszczenia i kolejny nasz bufet, na którym Prezes podaje bidon z przyczepionym snickersem. Baton może się przydać, bo za chwilę będzie 90km trasy i początek długiego, bo 8 km podjazdu, który ma jakieś 700m w pionie. Podjazd głównie asfaltowy, który dłuży mi się niemiłosiernie. Do tego słońce daje się coraz bardziej we znaki, chociaż na pogodę nie ma co narzekać, tylko chwalić i dziękować, bo na maraton była idealna.
Na szczycie, bufet organizatora, łapię kubeczek z coca-colą. Na wypłaszczeniu kogoś w końcu widzę i nawet doganiam i wyprzedzam.
Powoli mam już dosyć, już nawet widoki tak nie cieszą jak na początku, ale siły jeszcze są. Na około 105 km jest Wojtek i ostatni nasz bufet. Jak się później okazało Wojtek pojawił się przed chwilą, bo jadący jakieś 6 min przede mną Mariusz był przed nim i na wymianę bidonu się nie załapał.
Ponowna wymiana bidonu. Jeszcze tylko jeden 200m podjazd, kilka mniejszych hopek i będzie upragniony zjazd do mety. 3/4 zjazdu to singiel w lesie i mnóstwo zawodników z krótszego dystansu, którzy w miarę możliwości ustępują miejsca. Singiel wypada na asfalt. Jeszcze tylko mały hopek i polną drogą zjazd do miasteczka. Meta osiągnięta po 5:22:55. Miejsce 40 na ponad 1600 zawodników.
Na mecie jest już Mariusz (6,5 min przede mną). Idziemy na bufet, są arbuzy, kanapki, izo i piwo bezalkoholowe. Po jakimś czasie pojawia się reszta BSAowiczów. Ogarniamy się, zaliczamy Pasta Party (niektórzy kilka razy :) i wracamy na kwaterę.
Podsumowując, maraton udany. Wymagający wytrzymałościowo, nie za trudny technicznie. Co prawda strata do zwycięzcy spora, bo 42 minuty, no ale takie są realia. Do mistrza świata jeszcze trochę brakuje ;p
Wyniki:
1. Lakata Alban 1979 A-Lienz 4:40.56,4
Topeak Ergon Racing Team
2. Moos Alexandre 1972 CH-Mičge 4:41.11,5
BMC MOUNTAINBIKE RACING TE AM
3. Ilias Periklis 1986 GR-Elefsina - Athens 4:41.12,6
Team PROTEK
4. Huber Urs 1985 CH-Jonen 4:43.36,1
STÖCKLI Pro Team
5. Paez Leon Hector Leonardo 1982 COL-Bogota 4:46.29,9
TX Acitve Bianchi
6. Ronchi Luca 1988 I-Binasco (MI) 4:50.09,1
AVION AXEVO MTB PRO team
7. Ragnoli Juri 1988 Italia 4:50.22,9
Scott Racing Team
8. De Bertolis Massimo 1975 I-Transacqua (TN) 4:51.06,4
Team Autopolar Volvo Canno ndal e
9. Böhme Tim 1982 D-Frankfurt 4:51.54,5
Team Bulls
10. Bettelli Pierluigi 1971 I-Rezzato (BS) 4:53.54,3
Scott Racing Team
11. Celestino Mirko 1974 I-Robbiate (LC) 4:54.44,6
AVION AXEVO MTB PRO team
12. Costa Walter 1976 I-Vigonza (PD) 4:55.41,1
Silmax Cannondale Racing T eam
13. Deho Marzio 1968 I-Ranica (BG) 4:55.58,5
G.S. Cicli Olympia
14. Dietsch Thomas 1974 F-Colmar 4:56.38,6
Team Bulls
15. Sahm Stefan 1976 Germania 4:58.40,0
Team Bulls
16. Leao Pinto Luis 1979 P-Viana do Castelo 4:59.43,0
17. Tiberi Andrea 1985 I-Oulx (TO) 4:59.52,9
Torpado Surfing Shop
18. Fontana Klaus 1973 I-Olang (BZ) 5:00.02,6
ASC Olang
19. Hardter Uwe 1977 D-Freiburg im Breisgau 5:02.38,9
TEXPA Simplon
20. Antonello Giacomo 1990 I-Piombino Dese (PD) 5:04.24,8
AVION AXEVO MTB PRO TEAM
...
33. Marszalek Mariusz 1985 Polonia 5:16.37,2
BSA PRO TOUR
...
40. Jusinski Adrian 1984 Polonia 5:22.55,7
BSA PRO TOUR
...
125. Truszczyński Piotr 1983 Polonia 6:00.32,2
BSA PRO TOUR
Kobiety:
1. Bigham Sally 1978 GB-Poole, Dorset 5:39.38,4
Topeak Ergon Racing Team
2. Loevset Borghild 1980 N-Borsa 5:44.11,5
Orkla CK
3. Gässler Nina 1975 N-Geilo 5:46.18,2
Hardrocx Proteinfatrikken
4. Andreeva Vera 1988 RUS-San Severino Marche ( 5:47.37,6
Team PROTEK
5. Gaddoni Elena 1980 Italia 5:48.35,2
FRM Factory Team
6. Giacomuzzi Elena 1969 I-Ziano di Fiemme (TN) 5:52.30,9
Team Caprivesi
7. Söllner Birgit 1973 D-Nürnberg 5:56.30,6
Team Firebike-Drössiger
8. Veronesi Daniela 1972 RSM-Serravalle 5:58.23,5
Surfing Shop Promotion
9. Trönnes Hanne 1980 N-Oyer 6:06.03,8
Ottadalen SK
10. Clement Alexandra 1985 CH-Hinterforst 6:12.20,2
Imholz Bike Racing
...
14. Dubiel Aleksandra 1988 Polonia 6:28.53,6
BSA PRO TOUR
...
27. Agnieszka Zych 1977 Polonia 7:20.26,4
BSA PRO TOUR
Komentarze
Prześlij komentarz